Wegański nie zawsze oznacza zdrowy!

Jedzenie wyzwaniem?

Każdy kto zrezygnował z mięsa i wszelkich produktów odzwierzęcych prędzej czy później spotka się z wieloma wyzwaniami. Tradycyjny model żywienia (nazywam go zwyczajowym lub wyuczonym), nawet ten zwany „dietą zbilansowaną” zawiera znaczną ilość mięsa, ryb i nabiału. Chyba każdy weganin prędzej czy później musi stawić czoło różnym komentarzom ze strony rodziny lub znajomych. Część z nich żartuje sobie, część poucza, a jeszcze inni wprost krytykują jego „dietę”. Znam to doskonale z autopsji 🙂 Największym wyzwaniem dla wielu wegan są tradycyjne polskie święta, podczas których nie tylko spożywa się więcej potraw, ale przede wszystkim obfitują one w dania, których weganie nie jadają. Kiedy podczas świąt lub różnego rodzaju rodzinnych imprez znajdą się na stołach potrawy wegańskie słychać komentarze: „Ale to szaro – bure” „Ty to jesz?!”, „To raczej nie zachęca do jedzenia” itp.

Trudno się nie zgodzić z częścią opinii. Kiedy czasami zamawiam różne potrawy w restauracjach wegańskich sam nie mogę się powstrzymać od pewnych komentarzy. Przyznaję, że faktycznie klopsiki z warzyw i soczewicy w sosie pomidorowym z kaszą gryczaną swoim wyglądem nie zachęcają do konsumpcji. Oczywiście klopsiki mięsne w tym samym sosie i z tą samą kaszą też na kolana nie rzucają. Z tą tylko różnicą, że 90% potraw w restauracjach wegańskich w przeciwieństwie do „tradycyjnych”, wygląda po prostu smętnie. Chyba dlatego zdrowe odżywianie wielu osobom kojarzy się z wyrzeczeniami. Takimi chociażby jak skazanie się na spożywanie czegoś co bardziej przypomina rozmokłą karmę dla psów niż zdrowy i smaczny lunch. Jeśli miałbym zrezygnować z jedzenia mięsa mając przed sobą perspektywę spożywania takich rzeczy to decyzja ta byłaby niezwykle trudna. Cholera, schabowy z tłuczonymi ziemniakami i mizerią wygląda naprawdę zachęcająco. A beza z bitą śmietaną i sosem malinowym..? Rewelacja!

Roślinne, czy zdrowe?

Problem wyglądu potraw wegańskich nie dotyczy tylko tych w restauracjach, często o zgrozo nieszczęśliwie nazywanych barami. Dotyczy także większości posiłków sporządzanych przez wegan w zaciszu własnych domów. Trzeba mieć duże przekonanie do wegańskiego sposobu odżywiania, aby chętnie zabrać się do spożywania dobrze wysmażonego (czytaj spalonego) na „zdrowym” oleju rzepakowy lub palmowym kotleta marchewkowego. Mnie to osobiście zniechęca tak skutecznie, że wolę kilka kanapek chleba z pomidorami. Czasami idę na jeszcze większą łatwiznę i sięgam po kupiony w sklepie pasztet sojowy z pieczarkami. Ładny, jasny, pachnący i smakowity. Aż chce się jeść!

To między innymi dlatego postanowiłem przyjrzeć się bliżej dostępnym na naszym rynku przetworzonym produktom wegańskim. Pomyślałem, że być może okaże się, że wszelkie pasty, pasztety, wędliny, czy kiełbaski mogą być niegłupią alternatywą dla barowych czy domowych dań. Już słyszę i widzę komentarze – „Człowieku, ale to są produkty wysoko przetworzone! Zawsze jedzenie zrobione w domu czy domowym sposobem będzie lepsze i zdrowsze”. Czy  na pewno?

Czy to jest zdrowe?

W kwestii wyglądu wegańskich „obiadków” już się wypowiedziałem. Co zaś do ich walorów zdrowotnych… No cóż, wytwarzające się w procesie intensywnego smażenia monomery cykliczne, wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, tłuszcze trans, związki Maillarda i wiele innych jeszcze nie w pełni opisanych substancji, „kasuje” wszelakie dobrodziejstwa wynikające ze spożycia np. kotletów warzywnych. Dodatkowo sposób trawienia tłuszczu przez ludzki organizm (prawda jest taka, że nie ma znaczenia czy jest to olej lniany z pierwszego tłoczenia czy smalec wieprzowy) sprawia, że z taki „zdrowy” obiad zdrowia nam nie przysporzy. Zatem… Tak – wegański nie zawsze oznacza zdrowy!

To, że mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego nie są dla człowieka zdrowe każdy, kto czyta ten post doskonale wie. Jednakże warto mieć na uwadze to, że spożywanie przetworzonych produktów roślinnych oznacza jednocześnie pozbawienie ich części substancji odżywczych, bądź dostarczenie substancji potencjalnie niebezpiecznych, a często wręcz szkodliwych.

Co to oznacza? Między innymi to, że czasami lepiej zjeść przygotowany w ścisłym reżimie produkcyjnym batonik zbożowy niż upiec we własnym piekarniku tłustą muffinkę.

Coś trzeba jeść.

To jedna strona medalu. Druga jest bardziej prozaiczna i niestety najczęściej bliższa nam wszystkim. Czasami po prostu nam się spieszy, albo tam gdzie jesteśmy nie mamy za wiele możliwości wyboru.

Z racji wykonywanego od wielu lat zawodu bardzo dużo podróżuję. Zarówno w kraju jak i za granicą. Wielokrotnie w hotelach schodzę na śniadania z pasztetami warzywnymi kupionymi w popularnych sieciach handlowych. Zdecydowanie wolę zjeść pasztet sojowy lub warzywny niż stać przed nierozwiązywalnym dylematem: jajecznica na maśle, czy boczku, a może parówki..?

AB

Inne wegańskie produkty

4 komentarze

Skomentuj Sonia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *